OPOWIEM WAM MOJĄ HISTORIĘ
: 3 gru 2013, 00:23
Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Mam na imię Daniel i moja historia rozpoczyna się w styczniu 2011 roku.
Była mroźna zimowa noc kiedy leżałem z moją ukochaną żoną oglądając program w TV. Nagle na nogi postawiło nas łomotanie do drzwi. Kiedy je otworzyłem ujrzałem przestraszoną sąsiadkę, która zdyszana przekazała mi wiadomość, której nigdy bym się w życiu nie spodziewał. "Panie Danielu samochód się Panu pali". Nie wiedziałem wtedy czy to się dzieje naprawdę czy to tylko mi się śni, lecz kiedy czym prędzej wybiegłem przed blok, oczom moim ukazał się widok, którego żaden właściciel samochodu nie chciałby oglądać. Nasz samochodzik fiat marea stał się kulą ognia i tylko słychać było strzelające opony. Niczego nie dało się uratować oprócz nadpalonej saperki z bagażnika. Dobrze, że nie ucierpiał w akcji żaden strażak bo wyciekająca benzyna zapaliła się a i w bagażniku był jeszcze zatankowany do pełna zbiornik gazu.
Fiat marea był moim wymarzonym samochodem którym zjeździłem połowę polski i miałem do niego wielki sentyment. W momencie spalenia był świeżo po remoncie zawieszenia, malowaniu z nowiutkimi oponami zimowymi klebera na kołach. Jeszcze w piwnicy leżą zakupione do niego poduszki silnika, których nie zdążyłem na jego pogrzeb założyć.
Cóż, rodzinka się powiększała, ja mam do pracy ponad 20km, więc trzeba było kupić szybko jakieś zastępcze autko. Po szybkich poszukiwaniach w internecie wybór padł też na fiacika marea tyle że kombi, chociaż i matizy krążyły mi po głowie z racji braku dostatecznych środków finansowych w tej nagłej i niespodziewanej sytuacji.
Marea wystawiona była w Zamościu w komisie i tam też czym prędzej wybraliśmy się z Tatą, szwagrem i ojcem chrzestnym. Nie wiem czy tak miało być ale nie trafiliśmy do umówionego komisu tylko do następnego w którym nie było żadnej marei. Po wykonaniu telefonu do sprzedawcy już wiedziałem że to nie to miejsce ale wcale nie narzekałem bo oto mym oczom ukazała się piękna (oczywiście dla mnie bo żona do tej pory twierdzi, że to żaba na żabie) multipla. Serce zabiło mi mocniej bo (od kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłem ją na prospektach) chciałem kiedyś ją posiadać.
No ale trzeba było jeszcze obejrzeć mareę bo dzień chylił się już i zimowe ciemności nieubłaganie przeszkodziłyby w dokładnym obejrzeniu Maryśki.
Oczywiście kiedy dotarliśmy już do właściwego komisu okazało się że fiacik nie jest w takim dobrym stanie jak to wynikałoby z ogłoszenia. Nie dało się go od razu odpalić i chociaż blachy miał w dobrym stanie to o decyzji że go nie kupuję zaważyły drzwi bagażnika, które zdawały się być przyspawane do karoserii i żadne starania ani moje ani sprzedawcy nie mogły ich otworzyć.
Podziękowałem więc i ze smutną miną że ponad 200 km na darmo chciałem wracać do ukochanej rodzinki.
Lecz oto Szwagier mój widząc moje płonące zachwytem oczy w poprzednim komisie w którym zobaczyłem Multiplę zaproponował abyśmy jeszcze raz się tam wybrali chociaż z ciekawości obejrzeć to moje kolejne marzenie, bo i tak droga do domu daleka a my nie mamy już nic do stracenia.
Pojechaliśmy, obejrzeliśmy i przejechaliśmy się multiplą było fajnie lecz ta dziewczyna jak się potem okazało nie była idealna (skorodowane blachy na podwoziu, pęknięty lewy reflektor, stukające zawieszenie, odpadająca farba na mocowaniu lusterek, brak klimatyzacji i ślizgające się sprzęgło). Czasem jednak miłość jest ślepa. Po długich negocjacjach ceny zostałem jak na razie szczęśliwym posiadaczem wymarzonego SUPERKOMFORDOPIESZCZACZOSZYBOTRONU
Z tej radości nawet nie zauważyłem (zauważyłem dnia następnego! ! !) że fiacikowi skończyło się ubezpieczenie OC i przegląd techniczny (była już noc więc o wykupieniu nowe polisy nie było mowy). I po ZAŁATWIENIU przez sprzedawcę po znajomości przeglądu technicznego (ponieważ wszystkie szyby były przyciemnione) ruszyłem szczęśliwy "NOWYM SPEŁNIONYM MARZENIEM" do domu.
I tak to trwa nasza przygoda z "żabą na żabie" już kilka lat i chociaż powoli naprawiam zaniedbania poprzedniej właścicielki nie wyobrażam sobie w tym momencie fajniejszego samochodziku a i rodzinka nam się powiększyła do dwu agentek i jednego terrorysty, którzy przepadają za jazdą i z przodu i z tyłu i na podwórzu za kierownicą na moich kolanach.
Dziękuję za cierpliwość w czytaniu mej historyjki i mam nadzieję że się kiedyś spotkamy a wtedy będę mógł jeszcze coś wam do tej historii pozytywnego dopowiedzieć;-)
Mam na imię Daniel i moja historia rozpoczyna się w styczniu 2011 roku.
Była mroźna zimowa noc kiedy leżałem z moją ukochaną żoną oglądając program w TV. Nagle na nogi postawiło nas łomotanie do drzwi. Kiedy je otworzyłem ujrzałem przestraszoną sąsiadkę, która zdyszana przekazała mi wiadomość, której nigdy bym się w życiu nie spodziewał. "Panie Danielu samochód się Panu pali". Nie wiedziałem wtedy czy to się dzieje naprawdę czy to tylko mi się śni, lecz kiedy czym prędzej wybiegłem przed blok, oczom moim ukazał się widok, którego żaden właściciel samochodu nie chciałby oglądać. Nasz samochodzik fiat marea stał się kulą ognia i tylko słychać było strzelające opony. Niczego nie dało się uratować oprócz nadpalonej saperki z bagażnika. Dobrze, że nie ucierpiał w akcji żaden strażak bo wyciekająca benzyna zapaliła się a i w bagażniku był jeszcze zatankowany do pełna zbiornik gazu.
Fiat marea był moim wymarzonym samochodem którym zjeździłem połowę polski i miałem do niego wielki sentyment. W momencie spalenia był świeżo po remoncie zawieszenia, malowaniu z nowiutkimi oponami zimowymi klebera na kołach. Jeszcze w piwnicy leżą zakupione do niego poduszki silnika, których nie zdążyłem na jego pogrzeb założyć.
Cóż, rodzinka się powiększała, ja mam do pracy ponad 20km, więc trzeba było kupić szybko jakieś zastępcze autko. Po szybkich poszukiwaniach w internecie wybór padł też na fiacika marea tyle że kombi, chociaż i matizy krążyły mi po głowie z racji braku dostatecznych środków finansowych w tej nagłej i niespodziewanej sytuacji.
Marea wystawiona była w Zamościu w komisie i tam też czym prędzej wybraliśmy się z Tatą, szwagrem i ojcem chrzestnym. Nie wiem czy tak miało być ale nie trafiliśmy do umówionego komisu tylko do następnego w którym nie było żadnej marei. Po wykonaniu telefonu do sprzedawcy już wiedziałem że to nie to miejsce ale wcale nie narzekałem bo oto mym oczom ukazała się piękna (oczywiście dla mnie bo żona do tej pory twierdzi, że to żaba na żabie) multipla. Serce zabiło mi mocniej bo (od kiedy tylko pierwszy raz zobaczyłem ją na prospektach) chciałem kiedyś ją posiadać.
No ale trzeba było jeszcze obejrzeć mareę bo dzień chylił się już i zimowe ciemności nieubłaganie przeszkodziłyby w dokładnym obejrzeniu Maryśki.
Oczywiście kiedy dotarliśmy już do właściwego komisu okazało się że fiacik nie jest w takim dobrym stanie jak to wynikałoby z ogłoszenia. Nie dało się go od razu odpalić i chociaż blachy miał w dobrym stanie to o decyzji że go nie kupuję zaważyły drzwi bagażnika, które zdawały się być przyspawane do karoserii i żadne starania ani moje ani sprzedawcy nie mogły ich otworzyć.
Podziękowałem więc i ze smutną miną że ponad 200 km na darmo chciałem wracać do ukochanej rodzinki.
Lecz oto Szwagier mój widząc moje płonące zachwytem oczy w poprzednim komisie w którym zobaczyłem Multiplę zaproponował abyśmy jeszcze raz się tam wybrali chociaż z ciekawości obejrzeć to moje kolejne marzenie, bo i tak droga do domu daleka a my nie mamy już nic do stracenia.
Pojechaliśmy, obejrzeliśmy i przejechaliśmy się multiplą było fajnie lecz ta dziewczyna jak się potem okazało nie była idealna (skorodowane blachy na podwoziu, pęknięty lewy reflektor, stukające zawieszenie, odpadająca farba na mocowaniu lusterek, brak klimatyzacji i ślizgające się sprzęgło). Czasem jednak miłość jest ślepa. Po długich negocjacjach ceny zostałem jak na razie szczęśliwym posiadaczem wymarzonego SUPERKOMFORDOPIESZCZACZOSZYBOTRONU
Z tej radości nawet nie zauważyłem (zauważyłem dnia następnego! ! !) że fiacikowi skończyło się ubezpieczenie OC i przegląd techniczny (była już noc więc o wykupieniu nowe polisy nie było mowy). I po ZAŁATWIENIU przez sprzedawcę po znajomości przeglądu technicznego (ponieważ wszystkie szyby były przyciemnione) ruszyłem szczęśliwy "NOWYM SPEŁNIONYM MARZENIEM" do domu.
I tak to trwa nasza przygoda z "żabą na żabie" już kilka lat i chociaż powoli naprawiam zaniedbania poprzedniej właścicielki nie wyobrażam sobie w tym momencie fajniejszego samochodziku a i rodzinka nam się powiększyła do dwu agentek i jednego terrorysty, którzy przepadają za jazdą i z przodu i z tyłu i na podwórzu za kierownicą na moich kolanach.
Dziękuję za cierpliwość w czytaniu mej historyjki i mam nadzieję że się kiedyś spotkamy a wtedy będę mógł jeszcze coś wam do tej historii pozytywnego dopowiedzieć;-)